środa, 12 kwietnia 2017

Epilog

Wszystko potoczyło się z prędkością miłości.
Alex - szybko odszedł, ale jeszcze szybciej wrócił. Nasza miłość jest jeszcze większa, a nasze dziecko zdrowo się rozwija.
Eian - może i był nieco rozczarowany, teraz jest szczęśliwy z Lali.
Brandon i Brennan - zawsze będą mnie wspierać, to pewne. Nasz zespół jeszcze nigdy nie miał się tak dobrze jak teraz.
A co do rodziny McNeely'ego - są zadowoleni z jego wyboru i nie mają mi za złe ostatniego zamieszania. Mamy zamiar spędzić razem nadchodzące święta.
Jak dobrze, że wszystko się ułożyło...

-------------------
Dziękuję wszystkim, którzy czytali <3
Blog nieco krótki, bo tylko siedem rozdziałów, ale mam nadzieję, że się podobał.
Jeszcze raz dziękuję i zapraszam na inne blogi. Wszystkie tak szybko się kończą...

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

7.

Przez miesiąc niewiele się zmienia. Eian nie jest już na mnie zły, a Alex nadal traktuje mnie jak znajomą. Lali wczoraj wróciła do siebie, ale spotkamy się na moim ślubie.

Szykuję się do ślubu w swoim domu, a Rydel, Court i Vanni mi pomagają.
- Śliczna jesteś. Wszystko się ułoży. Z prędkością miłości. - Ryd przytula mnie.
- Siostra gotowa? - Brandon zagląda do domu.
- Tak. - odpieram i wychodzę z nim pod ramię. Jest moim świadkiem.

Przed kościołem odnajduję wzrokiem Lali, która flirtuje z Alexem. Zaciskam oczy, aby się nie rozpłakać. Nadal go kocham, choć myślałam, że obdarzyłam tym uczuciem Eiana.
- Cześć. - podchodzę do nich i witam się.
- O, cześć. Ślicznie Ci w białym. - Lex uśmiecha się i poprawia jeden z tiuli mojej sukienki.
- Dzięki. - uśmiecham się lekko.
- Idę zobaczyć czy wszystko gotowe. - Lali odchodzi na bok.
Zostajemy sami.
- Życzę szczęścia. Mam nadzieję, że Wam wyjdzie... - zaczyna.
- Czas na życzenia jeszcze będzie. - przerywam mu.
- Nie Savannah. Jadę zaraz do Chicago. Nie umiem na to patrzeć. - odpiera i odwraca wzrok.
- Wiesz... Dla mnie to też nie jest łatwe. Okłamuję rodzinę McNeely'ego. Próbuję Cię nie kochać. Ale to niemożliwe! - wybucham. Nie chcę dluzej trzymać tych słów w sobie. - Alex... - chwytam jego dłoń. - To, co było między nami, nigdy nie wygasło. Nic, co dzieje się z prędkością miłości nie kończy się od tak. Wiem, że mnie kochasz i wiem, że ja kocham Ciebie. A nasze dziecko będzie szczęśliwe tylko jeśli będzie miało tatę obok... - patrzę mu prosto w oczy.
- Co Ty powiedziałaś? - matka Eiana podchodzi do nas. - To nie jest dziecko mojego syna? - spogląda na mnie z wyrzutem. - Zdradzasz go! - wymierza mi siarczysty policzek.
- Dość! Nie będziesz jej bić. - Alex staje przede mną i osłabia mnie plecami. - Eian, wykorzystał fakt, że się nieco posprzeczaliśmy i poprosił ją o małą przysługę. Nie wiedział wtedy o tym, że Savannah jest w ciąży. Wszystko wyszło jak wyszło, ale niech pani zobaczy. On nigdy jej nie kochał, za to dobrze dogaduje się z jej kuzynką, Lali. - wskazuje na parę za nią.
- Ale... Wesele... To wszystko... Opłacone... - siada na ławce. Widzę, że jest jej wstyd. - Przepraszam słonko. - zwraca się do mnie.
- Wszystko dobrze. I niech się pani nie martwi. Wydatek się nie zmarnuje. - spoglądam na Alexa z uśmiechem na ustach. - Ja i Lex się pobierzemy.
- Naprawdę? Jesteś cudowna. - Flagstad obejmuje mnie i czule całuje.
- Naprawdę. I jeszcze jedno, pani McNeely. Dziękuję za wszystko. - przytulam ją.

Chwilę później stajemy na ślubnym kobiercu. Jestem szczęśliwa, że odzyskałam Alexa.

sobota, 8 kwietnia 2017

6.

Po powrocie do LA znów jestem sama. Pomimo obecności Lali w domu, czuję okropną pustkę. Eian nadal jest na mnie wściekły, a Alex traktuje jak zwykłą znajomą z zespołu. Już więcej uczuć żywi do psa Benko, niż mnie.

Kolejna próba, kolejne starcie z nimi dwoma. Na samym wejściu wpadam na Flaggisa.
- Gratulacje. - cedzi przez zęby Alex.
- O co Ci chodzi? - pytam, patrząc na niego.
- Szybko znalazłaś sobie pocieszenie... I fajnie wiedzieć, że za miesiąc będziesz panią McNeely. Może dziecko też mi zamierzasz zabrać? - mówi ze złością w głosie.
- Oh Lex. Sam do tego doprowadziłeś. Odpuść co. - wymijam go i biorę do ręki tamburyno.
- Nie pozwolę, jasne? - staje za mną i szepcze mi do ucha. - Wszystko działo się z prędkością miłości... Teraz będzie wyścig o twoje uczucie. - dodaje i odchodzi.
Oszalał, to pewne.
- Cześć słońce. - Eian obejmuje mnie na powitanie.
- Hej. - odpieram i odsuwam się kawałek od niego.
- Przepraszam za to ostatnie. - wymusza skruchę.
- Jest okay. - odpieram i staję przy mikrofonie.

Ze studia odbiera mnie Lali.
- Cześć wszystkim! - wita się. - Witaj Lex. - cmoka chłopaka w policzek.
- Hej. - odpowiadają jej chórem.
- Możemy już jechać? - pytam, patrząc na nią błagalnie. Nie chcę oglądać żadnych scenek.
- Pewnie. To pa! - macha do nich i otwiera mi drzwi do auta.
Wsiadamy i ruszamy. Jedziemy w ciszy, do czasu.
- Co Cię łączy z Alexem? - wyskakuję nagle.
- Nic. To tylko kumpel. - odpiera, nawet na mnie nie spoglądając.
Wiem, że coś jest na rzeczy. Nie chcę kłócić się z kuzynką, ale też stracić całkowicie Lexa. To skomplikowane.

Wieczorem kładę się w swoim łóżku. Próbuję spać, ale nie mogę. Przypominają mi się wszystkie wspaniałe chwile z ukochanym.
Pierwsze spotkanie, gdy przyjechał w ramach praktyk do mojej szkoły, a ja niezdarnie na niego wpadłam.
Moment, gdy dołączył do The Heirs.
Początki naszego uczucia rozkwitającego z prędkością miłości. Niby był to tylko sex za rzecz, ale później... Prawdziwa miłość.
Pamiętam wszystkie nasze upojne noce, słodkie słówka, zaręczyny...
Szkoda, że skończyło się to tak jak skończyło. Nadal coś do niego czuję... Pragnę by był blisko.

czwartek, 6 kwietnia 2017

5.

Gdy msza dobiega końca, Eian obejmuje mnie w tali i razem opuszczamy kościół. Słyszę za plecami jak sąsiedzi obgadują nas. No tak, chłopak ni stąd ni zowąd sprowadził mnie z ciążowym brzuszkiem.
- Dawno Cię nie widziałam. - jedną z nich zaczepia McNeely'ego.
- Szanowna pani, życie muzyka nie jest łatwe. Praca nad albumem, w studiu, próby i trasa... Wszystko wymaga czasu. - odpowiada.
- A kim jest ta śliczna dziewczyna? - pyta druga.
- To Savannah, moja narzeczona. - cmoka mnie w polik.
- Miło wszystkich poznać. - uśmiecham się serdecznie. - Myślę, że powinniśmy już iść, jeśli nie chcemy się spóźnić na obiad do twoich dziadków, kochanie. - dodaję i ruszam.
- Do widzenia! - woła Eian i znów mnie obejmuje.

Punktualnie o trzynastej zatrzymujemy się pod domem dziadków McNeely'ego. Eian wchodzi pierwszy i od razu mnie przedstawia. Wszyscy są mną zachwyceni.
- A jak się poznaliście? - pyta po raz trzeci jego dziadek. Ma kłopoty ze słuchem, a do tego z pamięcią.
- Przez zespół. Eian jest naszym basistą i keyboardzistą. - tłumaczę spokojnie.
- Ale jak? - dopytuje.
Spoglądam na chłopaka, niech teraz on tłumaczy coś trzy razy.
- Przez zespół dziadku, przez zespół. - odzywa się. - A może teraz wy mi opowiecie co u Was... Tak dawno mnie nie było... - zmienia temat.
- U nas? Jak zawse, bes zmian... - babcia sepleni się trochę bez swojej sztucznej szczęki.
I tak, przez resztę popołudnia domyślamy się o co jej chodzi.

Wieczorem wracamy do domu, gdzie odbywa się uroczysta kolacja. Zabieramy tamtych dziadków, a Ci drudzy oraz wujostwo i kuzynostwo chłopaka przyjeżdża później.
Zasiadamy przy stole i rozmawiamy. Cały wieczór mija nam spokojnie, do czasu aż nie zaczyna mi się kręcić w głowie. Eian wychodzi ze mną do pokoju i otwiera okno.
- Myślę, że powinnam Ci coś powiedzieć nim zaczniesz wymyślać mi choroby... - zaczynam, a on spogląda na mnie zaciekawiony.
- O co chodzi? - pyta i siada obok mnie.
- Noszę pod sercem dziecko Alexa. - oznajmiam.
- Co!? Teraz mi to mówisz!? - gwałtownie się podnosi. - Chcesz, żeby ciągnęli Cię przed ołtarz w tak młodym wieku!? Chcesz nie móc uwolnić się ode mnie!? Chcesz tego!? - krzyczy na mnie.
- Przepraszam. Myślałam, że jakoś damy radę to ukryć... - mówię ze skruchą.
- Damy radę!? Chyba sama dasz! - jeszcze bardziej podnosi głos.
Chcę coś powiedzieć, ale w tym momencie drzwi od pokoju otwierają się i widzę jego matkę.
- Savannah, jak się czujesz? - pyta, patrząc na mnie z troską.
- Już mi lepiej. - odpieram, ocierając napływające do oczu łzy.
- Słyszałam waszą kłótnię. Eian, czemu tak bardzo boisz się być ojcem? - spogląda na niego.
- Bo... Jestem jeszcze młody, robimy karierę... - wymyśla.
- Nie martw się słońce. Załatwię wszystko i już za miesiąc będziesz w naszej rodzinie. Cieszysz się? - pyta, a ja tylko kiwam głową.

Po kolacji, gdy wszyscy goście się rozchodzą, Eian wraca do sypialni.
- Cholera, Savannah! Musiałaś!? - szarpie swoje włosy ze wściekłością.
- To nie moja wina... Przepraszam. - próbuję go przytulić, ale odsuwa się ode mnie.
- Nie wiesz jakie to trudne wychowywać nie swoje dziecko. Pomyśl też o Alexie. Upomni się o dziecko i co? Co powiesz mojej rodzinie? - uderza w mój czuły punkt.
- Eian, daj spokój. Zakończył to i teraz liczysz się tylko ty. - chwytam jego dłoń. - Zrozum.
- Nie Sav. Ty zrozum. - odpowiada i wychodzi.

Ta noc jest najtrudniejsza. Jutro rano wracamy do LA i co powiem bratu. Biorę ślub z Eianem, który się na mnie obraził? To głupie. Cholernie głupie.
W końcu, po pierwszej w nocy udaje mi się zasnąć.

wtorek, 4 kwietnia 2017

4.

Wieczorem, po długiej kąpieli kładę się spać. Eian leży obok mnie i się uśmiecha.
- Dobranoc. - szepta.
- Dobranoc. - odpieram i zamykam oczy. Pomimo tego, iż mamy ciepły październik jest mi zimno. - Eian, mogę się do Ciebie przytulić? - pytam, podnosząc na niego wzrok.
- Pewnie Savy. - obejmuje mnie ramieniem. - Lex zawsze Cię tak tulił, co?
- Tak... - wzdycham. - Ale teraz to wszystko się skończyło...
- Przykro mi. Zobaczysz, będziemy razem szczęśliwi. Zrozumiem jeśli nadal go kochasz i być może jeszcze kiedyś będziecie chcieli do siebie wrócić, ale na ten moment ja będę się o Ciebie troszczył. - odpowiada i przytula mnie mocniej.
- Dziękuję. Jesteś wspaniały. - cmokam go w polik.
Niebawem wkrótce zasypiam.

Rano, gdy tylko otwieram oczy widzę jak Eian stoi przed dużym lustrem i niezdarnie wiąże krawat. Uśmiecham się i siadam.
- Dzień dobry. - witam się z nim.
- O, już wstałaś. Dzień dobry. - podchodzi do mnie i cmoka w policzek.
- Pomóc Ci? - pytam i nie czekając na odpowiedź chwytam krawat, zwinnie go przewiązując.
- Dzięki. Sam sobie nie radzę. - odzywa się, uśmiechając się do mnie serdecznie.
- A co to za okazja, że się tak stroisz? - przyglądam mu się z uwagą. Elegancka koszula i czyste czarne jeansy oraz mokasyny.
- Jak to jaka? Jest niedziela i całą rodziną idziemy do kościoła. A co, Ty nie chodzisz? - spogląda na mnie zdziwiony.
- Chodzę, ale nigdy nie tak elegancko w dni poza świętami... Mam iść z wami? - wstaję z łóżka i podchodzę do szafy.
- Tak. W końcu jesteśmy zaręczeni. - przytula mnie od tyłu, chwyta za dłoń i nakłada na mój palec pierścionek z brylantem.
- Tylko, że nie mam nic co mogłabym ubrać... - wzdycham, nie widząc ani jednej sukienki.
- Zaczekaj chwilę. Zaraz wracam. - wychodzi z pokoju, a po kilku minutach wraca z kartonowym pudłem. - Chyba znajdziesz coś dla siebie. - stawia przedmiot na ziemi.
Otwieram ostrożnie pudło i widzę kilka sukienek. Wszystkie nowe z metkami. Wyjmuję pierwszą z nich. Jest śliczna czarna do kolan, nieco rozkloszowana u dołu. Staję z nią przed lustrem i przyglądam przez chwilę.
- Jest cudowna. Dziękuję. - rzucam się chłopakowi na szyję i czule całuję.
- Przewidziałem to i kupiłem jeszcze dwie inne. Jedną na obiad u babci, drugą na dzisiejszą uroczystą kolację. - oznajmia. - Przebierz się spokojnie, ja przygotuję dla Ciebie posiłek. - cmoka mnie w polik i zostawia mnie samą.
Wiem, że Alex mnie kochał, ale nigdy nie kupił mi czegoś tak po prostu. Zawsze to było na zasadzie rzecz za sex. Może dlatego to wszystko tak się skończyło...
Eian jest inny. Dba o mnie bezinteresownie, nie chce nic w zamian. Mój stosunek do niego zmienia się z niesamowitą prędkością. Prędkością miłości.

niedziela, 2 kwietnia 2017

3.

Otwieram oczy i rozglądam dookoła. Leżę w łóżku, a obok mnie siedzi Eian.
- Tak słodko spałaś, że nie miałem serca Cię budzić. Przeniosłem Cię tu. - oznajmia, jakby wiedział o co chcę zapytać.
- Dzięki. - uśmiecham się do niego. - Wypocząłeś po podróży? - pytam
- Tak. Przy takiej ślicznej dziewczynie nie ma zmęczenia. - rzuca ze śmiechem. - Przygotuj się i przyjdź do kuchni. Moja mama chce Cię poznać. - cmoka mnie w polik i wychodzi.
Wstaję i zabieram z walizki ulubioną białą koszulkę nad brzuch i czarne obcisłe jeansy, przetarte na kolanach. Biorę ze sobą kosmetyczkę i idę do toalety. Szybki prysznic pozwala mi się choć trochę zrelaksować.

Kwadrans później schodzę do kuchni z uśmiechem na ustach.
- Cześć kochanie. - cmokam Eiana w policzek i siadam obok. - Dzień dobry. - uśmiecham się do jego matki.
- Miło Cię poznać, Savannah. - ściska mnie serdecznie i podaje talerz z omletami. - Smacznego.
- Dziękuję. - zabieram się za posiłek.
Chwilę później do pomieszczenia wchodzi jego ojciec i siostra. Oboje witają się ze mną i zaczynamy rozmawiać.
- Więc... Ile to już jesteście razem? - pyta pan McNeely.
- Miesiąc temu się zaręczyliśmy. - odpowiada Eian.
- Na plaży w Miami. Było naprawdę romantycznie przy zachodzie słońca... - dodaję i opieram głowę o jego ramię.
- O, synek. Nie sądziłem, że potrafisz być taki kochany... - śmieje się jego ojciec.
- Potrafi, potrafi. A do tego jest fantastycznym muzykiem. Jednocześnie gra na basie i keyboardzie... - chwalę go.
O tak, udawanie narzeczonej Eiana wcale nie jest trudne.
Rozmawiamy jeszcze trochę, a później chłopak zabiera mnie na spacer. Obejmuje mnie ramieniem.
- Eian, mogę się Ciebie o coś zapytać? - przerywam panującą między nami ciszę.
- Pewnie. - odpiera i zatrzymuje się. Spogląda mi prosto w oczy.
- Dlaczego nikogo nie masz? Jesteś naprawdę fajny... - zaczynam.
- To długa historia. Nie chcę o tym mówić. - zbywa mnie.
- Okay. Nie naciskam. - chwytam jego dłoń. - A może tak spróbujemy na serio? - pytam.
- A chcesz? - spogląda na mnie.
- Tak. Przy Tobie znów czuję się bezpieczna. - przytulam się do niego i czule całuję jego usta.