Po próbie wracam do mieszkania, gdzie
zastaję Alexa.
- Co tu robisz? - pytam, podchodząc do
niego.
- Przyjechałem po resztę swoich rzeczy. -
odpiera i zabiera z półki płyty winylowe, układając je ostrożnie do kartonu. Od
zawsze miał świra na ich punkcie.
- Aha. - mruczę i siadam na kanapie.
Staram się nie zwracać na niego uwagi.
- Już wróciłam! Kupiłam lody
ciasteczkowe! Obejrzymy jakiś film, to zapomnisz o tym dupku! - woła Lali od
wejścia, ale gdy widzi Flagstada od razu milknie. - Cześć. Miło Cię poznać.
Jestem Lali, jej kuzynka. - wyciąga do niego rękę.
- Hej. Alex, jej były. - ściska jej dłoń.
- Miło było, ale muszę już iść. - podnosi z ziemi pudło i wychodzi.
Spoglądam na dziewczynę, wzdychając
ciężko.
- Teraz to definitywny koniec. - mówię i
zabieram od niej zakupy.
Wieczorem, gdy kładę się spać jest mi
lepiej. Lali naprawdę potrafi podnieść człowieka na duchu.
Prawie zasypiam, gdy rozbrzmiewa się
dźwięk mojego telefonu. Dzwoni Eian.
- Cześć. Czy Ty nie masz kiedy dzwonić? -
odbieram z wyrzutem.
- To ważne. Jadę zaraz do rodziców, a oni
myślą, że wpadnę z narzeczoną. Pomyślałem, że skoro masz już w tym wprawę, a
Lex Cię rzucił to się zgodzisz... - przedstawił sytuację.
- Okay. I tak nie mam nic do stracenia. -
odpieram. - Za ile będziesz? - pytam,
wstając z łóżka.
- Tak za pół godziny. Zabierz trochę
rzeczy. Zostajemy przez weekend. Do zobaczenia. - odpowiada krótko i rozłącza
się.
Szykuję się, zostawiam list dla Lali i
pół godziny później odjeżdżam z McNeelym.
Podróż mija nam miło. Pędzimy leśną
drogą, tylko przy światłach samochodu z radiem włączonym na full.
- Wiesz co Eian, tak sobie pomyślałam, że
będą się pytać. Co im o nas powiemy? - zagaduję go.
- Nie wiem. Może poznaliśmy się w
zespole, a zaręczyliśmy miesiąc temu podczas romantycznego zachodu słońca w
Miami. - odpiera, nawet na mnie nie patrząc.
- Idealnie. - zgadzam się z jego wersją i
rozsiadam się wygodniej w fotelu.
- Sav, ale wiesz, że będziemy musieli
spać w jednym łóżku? - pyta.
- No tak. Ale jakby coś to czekamy z tym
do ślubu. - spoglądam na niego, a następnie zamykam oczy.
Jest druga w nocy, a ja jestem już
zmęczona.
- Dobranoc. - słyszę głos McNeely'ego i
dziękuję mu z uśmiechem.
Biorę z tylnego siedzenia kocyk, odkrywam
się nim i po chwili zasypiam.
McNeely to jest artysta!
OdpowiedzUsuńJuż jestem ciekawa co dalej.
Pozdrawiam i czekam na next.